Moje biurko to familijne centrum
dowodzenia, stanowisko księgowe, bankowe i korektorskie,
konfesjonał, podręczny zakład krawiecki, pracownia
architektoniczno-budowlana, biuro a nawet zasadniczo część studia
graficznego. Sytuacja na nim generalnie odzwierciedla układy
rodzinne, kuchenne, porę roku, a czasami... nawet to co mam do
zrobienia.
Zdarza się, nawet częściej niż bym
chciała, że korzysta z niego także mój ulubiony młodszy syn
wprowadzając huraganowe zmiany, po których nie mogę się odnaleźć.
W okolicach, w których normalnie znajdowałaby się myszka zalega
„skarbczyk zastępowego” a w nim: zestaw najpotrzebniejszych
kredeczek w liczbie 12, zestaw aktualnie montowanych lub
dekonstruowanych klocuszków LEGO, zestaw kartek i karteluszek
częściowo podprowadzonych z drukarki chociaż mamusia mówiła, że
nie wolno, zestaw zdrowych przekąsek niezawierających czekolady i
soi, na które maleństwo jest uczulone oraz zestaw rzeczy, które
się nie zmieściły i malowniczo zalegają na podłodze. Kocham to
miejsce. Najbardziej wtedy, gdy mam do niego nieograniczony,
swobodny, jednoosobowy dostęp i nikt mi nie przeszkadza.
Dzisiaj po dwutygodniowej kwarantannie
synek poszedł do przedszkola HURRA!!!
Czyli jak syna nie ma, to robisz knolling?
OdpowiedzUsuńhttp://kottke.org/14/03/always-be-knolling
Piotrze knollingiem zajmuję się nawet czasem zawodowo i zawsze z wielką przyjemnością.
OdpowiedzUsuńDodam tu, że jesteś pierwszą osobą która wie co to jest knolling - co po raz kolejny dowodzi twojej niezwykłej inteligencji i rozległej wiedzy. Co w końcu jest przecież rodzinne nieprawdaż...?