Ludzie

Mam bardzo ciekawych znajomych i przyjaciół. Ciągle spotykam nowych, a o każdym można by książkę napisać. Wszyscy mają rodziny z równie ciekawymi ich członkami i historia toczy się dalej. Jak to pisał Diderot powieść jest jak lustro ustawione na gościńcu. Gdybym ja tak to lustro nosiła ze sobą... mogłabym od klawiatury nie wstawać.
Pominę tu chwilowo historię historii zasłyszanych przy każdej możliwej okazji od ludzi, których najczęściej wcale nie chcę słuchać, ale gdzie tam – mam coś takiego w sobie, że chcę czy nie chcę, znam czy nie znam, wysłuchać muszę.
Ostatnio zafascynował mnie jednak fakt iż większość moich znajomych ma niespotykane, bardzo ciekawe i zazwyczaj niedoceniane przez otoczenie hobby. Czasem dzięki niemu znajdują pracę, częściej stanowi ono wentyl do spuszczania nadmiaru emocji, a najczęściej po prostu jest tolerowane jak niegroźne schorzenie psychiatryczne. Jednym z ostatnio odkrytych zupełnie zresztą przypadkowo i to przy pomocy tzw. wtyczki społecznościowej, jest ulubione zajęcie kolegi, z którym nie widziałam się... uuu od ostatniej zbiórki harcerskiej albo jakoś tak. M. robi zdjęcia. Niby nic takiego, teraz każdy fotografuje, każdy ma lepszy lub gorszy sprzęt i połowę dysku zajętą cyfrową kroniką swoich przedsięwzięć, ale M. pokazuje aktualnie serię fotografii zatytułowaną „Ptaki Łodzi”. Super co? Na razie zliczyłam 37 ptaszków, o wielu z nich nie słyszałam, wiele dopasowałam sobie dopiero do słyszanej często nazwy, a wszystkie są profesjonalnie ujęte i opisane, włącznie z łacińską „ksywką” - co niezmiennie mnie wzrusza. Jedna moja znajoma, nomen omen też M. także robi piękne zdjęcia przyrody należy nawet do stosownego związku zrzeszającego podobnych jej pasjonatów, ale to już wyższa szkoła jazdy, taka z wystawami, wernisażami, nagrodami... Jakby tego było mało M. jest spotterką i robi nieprawdopodobne portrety samolotom, chociaż te złośliwie zazwyczaj są wówczas w ruchu. Inna miła pani, sąsiadka zresztą, w XXI wieku szydełkuje, dzierga i co tam jeszcze. Zimą dla przykładu wyszykowała tonę bombek w balowych kieckach wyszydełkowanych nie wiem jakim cudem, bo ja jak coś robię szydełkiem to zawsze wychodzi mi beret (sic!). Kolejna z moich ulubionych znajomych, chociaż na co dzień jest jak najbardziej zawodową profesjonalistką, potrafi robić biżuterię i jakieś cuda ze wstążki. Zbieraczka kotów we wszystkich odsłonach pozostaje w związku małżeńskim z kolekcjonerem monet oraz starych pocztówek, ale żeby było trudniej to tylko z jednego niewielkiego acz bardzo znanego miasteczka. Kolega męża, mój zresztą też, uległ z kolei modelom samochodów oraz samolotów – wszystko w określonej skali. Kolejny też zbiera auta, ale oprócz skali ogranicza się także do określonej daty ich produkcji. Niedawno wraz z żoną kupili sobie dom i całe szczęście, bo już zupełnie nie było gdzie trzymać autek... Teraz zajmują osobne pomieszczenie, niepostrzeżenie emigrując do sąsiedniego, a w planach mają z pewnością eksmisję właścicieli. Mój osobisty wuj, więc właściwie nie powinien się liczyć, bo to rodzina, ale co tam – otóż ten wuj dotychczas robił wspaniałe alkohole, nie że prosty bimber – ale też dobre. Ku rozpaczy dużej części rodziny zawiesił ten rodzaj swojej pozazawodowej działalności na rzecz pieczenia chleba. Ciocia po zamknięciu pierwszego kwartału nowego hobby męża bardzo obawiała się rachunku z elektrowni (elektryczny piekarnik), ale jakoś dali radę. Chleby wyglądają i smakują wspaniale. Syn rzeczonego wujostwa skądinąd przemądry naukowiec, po godzinach gra na skrzypcach. Właściwie mógłby grać zawodowo, ale jakoś woli grać za darmo. Sąsiad, ale nie ten od sąsiadki hafciarki, hoduje ryby. Hoduje przez duże H, w bardzo dużym i pięknym akwarium przez duże A. Inny kolega wraz z synem, przyszłym weterynarzem chyba, hodują węże, jaszczury i inne osobliwości, a to wszystko z wielkim oddaniem i we własnym mieszkaniu. Obaj są też zapalonymi żeglarzami. A poropos żeglarzy. Znam jednego miłego drukarza-żeglarza. Jego hobbistyczne rejsy wyprowadzają mnie często z równowagi. Najczęściej wtedy, gdy w styczniu na przykład pokazuje zdjęcia z Karaibów!!! Bardzo mi bliski gość, do niedawna, po pracy, pięknie grał na gitarze, miał zespół, występowali sobie po klubach, komu to przeszkadzało..., niestety zaprzestał. Przerzucił się na modele redukcyjne, całe wieczory, szlifował, kleił i malował..., dzięki bogu chwilowo zarzucił. Teraz ma nową pasję, też fajną. Skoro jesteśmy przy najbliższych - osobisty syn pasjonuje się cyklizmem. Co prawda rzadko tak po prostu jedzie na rowerze, częściej na nim skacze albo z niego spada, ale za to zawsze ma coś do przerobienia, naprawienia, wybudowania, albo wymyślenia. Takich historii znam na pęczki. Więc kiedy po raz kolejny na ławce w piaskownicy, zamiast móc spokojnie sobie coś poczytać, słyszę: a wie pani... nigdy nie przerywam, czekam na kolejną wspaniałą historię czyjegoś życia.
rys. Tomek Wajnkaim
 


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Jeśli spodobał Ci się ten tekst, to zapraszam częściej. Może masz ochotę zostawić jakiś komentarz... zapraszam ;-)