Miał być oryginalny wstęp, ale nie
będzie. Będzie o kulce...
Kulka rzecz niby błacha, nieważna,
marginalna właściwie, a jednak...
Kilka miesięcy temu minęłam pewne
stoisko na Łódź Design Festival, no prawie minęłam, bo
zatrzymałam się przy przeszkolonej witrynie prezentującej słynne
fotele i krzesła w miniaturze. Podziwiałam te małe dzieła sztuki
robiąc sobie przy okazji w głowie klasówkę z ich znajomości, gdy
zagadnął mnie gospodarz.
- Zna Pani te modele?- Znam... w większości.
- O wspaniale, a które Pani
najbardziej lubi?
Bla, bla, bla, miła rozmowa bla, bla,
bla rozmawiamy sobie o projektach i nagle bach, dziwne pytanie:
- A co Pani tu widzi?
- Jak to co? Ikony designu widzę! - Odpowiadam pewna siebie i, a jakże,
zadowolona. Czując jednocześnie, że pan zaczyna wpuszczać mnie w
jakiś kanał.
- A to pięknie, pięknie, A CO
JESZCZE?
Gapię się więc jak sroka w
przysłowiowe malowane wrota i gorączkowo myślę. Na co ja u diabła
patrzę? Patrzę i patrzę i zaczynam się czuć jak Kubuś Puchatek,
bo im bardziej patrzę tym bardziej niczego nie widzę, ale brnę...
- No oczywiście widzę tu pewną
myśl przewodnią w ich ustawieniu... - mówię chociaż pomysł
jest karkołomny i niewart funta kłaków. - Mamy tu Thoneta jako prawzór i
jego kolejne interpretacje.... - bredzę i staram się ratować w
dyskusji zmieniając temat na historię..., pan jednak uparcie
powraca do swojego pytania.
- Dobra! NIE WIEM CO WIDZĘ! -
kapituluję w końcu po dobrych 15 minutach walki.
- No jak to, w witrynie szklanej stoją, a w czym mają stać? - Myślę sobie, ale grzecznie przytakuję i zaczynam się zastanawiać jak stąd uciec, bo sytuacja jest co najmniej dziwna.
- No to ja panią dalej zapraszam. - Mówi niezrażony gospodarz.
- A TU co pani widzi?
- A widzi pani!
- Aaaaa, WIDZĘ!
I tak to było z tą kulką... i nawet
wstęp wyszedł.
A co, nie wyjaśniłam?
Meble,w których stały miniaturowe foteliki i
krzesła, oraz którymi urządzone było stoisko to było to co
miałam od razu zobaczyć, ale niestety zafiksowana na szczegół,
zupełnie pominęłam „ogół”. W tym wypadku ogółem tym były
fascynujące w swojej prostocie modułowe meble USM. A modułowe
meble USM opierają się na genialnym wynalazku – gwintowanej kulce.
Kulka USM wygląda tak:
To na niej bazuje cały system. Do niej
montuje się rurki, do rurek półki, szuflady i panele, a ilość
możliwych kombinacji tych półek, paneli i dodatków przyprawia o
zawrót głowy.
System USM ma wiele zalet. Poczynając
od tego, że można go naprawdę dopasować do swoich potrzeb, to
jeszcze w miarę ich ewoluowania, meble również mogą się
zmieniać. I tak od lat 60.! Tak więc jeśli mój, powiedzmy dziadek,
miałby szansę kupić sobie kilka elementów i stworzyłby z nich
jakiś podstawowy zestaw, to później moi rodzice mogliby go sobie
przystosować do swoich potrzeb, a teraz ja, a nawet moje dzieci
moglibyśmy dalej z nich korzystać po wielekroć zmieniając ich
przeznaczenie, konstelację i nawet kolor.
Zgłoszenie patentowe |
Meble modułowe USM produkowane są w
Szwajcarii i znane na całym świecie. Swoją karierę zawdzięczają
niezwykłej zdolności dopasowywania się i ponadczasowej formie.
Zawsze wyglądały i wyglądają bardzo nowocześnie. Są zarazem
luksusowe i funkcjonalne. Ich cienkie stalowe panele, mają własności
elektrostatyczne i są malowane proszkowo na 14 klasycznych kolorów,
które sprawdzają się zarówno w biurze jak i w salonie.
Meble USM, stanowią też doskonałe wyposażenie przestrzeni biurowych i domowych pracowni, ale o tym w kolejnym wpisie...
Za udostępnienie zdjęć dziękuję bardzo niestrudzonemu gospodarzowi targowego stoiska, przedstawicielowi USM Modular Furniture panu Andrzejowi Jaskólskiemu, prezesowi Szwajcarsko-Polskiego Przedsiębiorstwa Allmendinger oraz patronowi Akademii Architektury.
Ciekawy post :)
OdpowiedzUsuńDziękuję
Usuń