Za kilka
dni najfajniejsze święto w roku – Dzień Dziecka. Moje dzieci
złożyły już zamówienia. Z powodzi próśb młodszego syna, w
której królowały zestawy klocków LEGO oraz smoki wszelkiej maści
(bo jak może nie wiecie mój synek jest Smokologiem z namaszczenia
samego Ernesta Drake`a) oraz zestawu... narzędzi dla starszego (ach
szajka z EC4 i ich nowe, dziwaczne hobby) zostały już wybrane,
osiągalne cenowo... przedmioty i teraz wszyscy niecierpliwie czekamy
na pierwszy dzień czerwca. Ha i wcale nie napiszę o LEGO jak
niektórzy suponują. Napiszę o innej zabawce, którą ku mojej
dumie i przerażeniu zafascynował się swego czasu potomek.
W szale
korzystania z uroków Łódź Design Festival, pewnej jesieni,
zabrałam ze sobą dziecko, którego akurat nie miał kto
przypilnować, do sali zabaw rokrocznie organizowanej przez
litościwych i jakże przebiegłych organizatorów. Synalek
niezrażony perspektywą rozstania z ukochaną mamunią od razu
rzucił się na designerskie zabawki niczym godzilla. Nie
zainteresowały go drewniane ekozabawki... bo ma w domu, nie rzuciła
go na słodkie, małe kolanka kuchnia z wyposażeniem IKEA... bo ma,
nie podniecały lalki z tkaniny projektowane przez młodych
zdolnych... bo to dla dziewczyn jest, za to samolot z tektury, do
którego można się wpakować oraz plastikowy słoń okazały się
prawdziwymi hitami. Samolot owszem, nie powiem, strasznie fajny i
zupełnie niedrogi, za to zarażanie czteroletniego podówczas
dziecka słoniem Eamsów... dyskusyjne.
O sprytni zarażacze ideą
dobrego wzornictwa przeklinam was - bądźcie posiadaczami zarażonych
tą ideą dzieci, a zobaczycie co mam na myśli!
- Mamusiu weźmiemy
słonika do domu dobrze?
- Nie synuniu słonik
jest dla wszystkich dzieci i nie można go zabrać.
- Mamuniu kup mi
takiego słonika, prooooszę. - a przy tym mina w stylu „kot ze
Shreka”.
- Kupisz? Maaaamooo.
- Oczywiście
syneczku, tylko widzisz u nas w sklepie nie ma takiego słonika –
to wiedziałam na pewno.
- Ale ciocia z sali
zabaw mówiła, że można takiego słonika kupić w komputerze!
- Ach tak?!!! - ty
podstępna żmijo, oby cię pokarało takimi wpatrzonymi w ciebie
wilgotnymi, okrągłymi oczami i łapkami ściskającymi cię
kurczowo, z tą prośbą na wygiętych w podkówkę usteczkach –
Prooooszę mamuńciu kupisz? - Byłam nieugięta. Słonia nie
kupiłam. Kupiłam samolot.
Słoń Eamsów
szerzej znany jako Eames
Elephant, zasadniczo
powstał tylko w w dwóch egzemplarzach, które wystawiane były w
latach 1945 i 1946 w MoMa.
(Do dziś przetrwał jeden, który pozostaje w posiadaniu rodziny.)
Prototypowe egzemplarze powstały po serii skomplikowanych
eksperymentów z gięciem sklejki, jako jedyne z opracowanych przez
parę projektantów zwierząt: żaby, foki, niedźwiedzia i konia.
Ich produkcja okazała się tak trudna i droga, że nie doczekały
się realizacji. Po 50. latach do fantastycznego pomysłu Eamsów
powróciła jednak Vitra,
której nie ograniczała już technologia, mogła więc wprowadzić
słoniowy projekt do produkcji. W roku 2007, w setną rocznicę
urodzin Charlesa Eamsa Vitra wypuściła na rynek limitowaną serię
2000 pracowicie ponumerowanych słoni. Każdy po, bagatela, 1900 $.
Kolejka nie zdążyła się nawet ustawić, a wszystkie zwierzaki
sprzedano w przysłowiowym mgnieniu oka. Od roku 2009 Eames Elephant
jest w stałej ofercie firmy. Zrobiony z polipropylenu jest odporny
na wszelkie warunki zewnętrzne włącznie z dziećmi. Sklejkowy
oryginał autorstwa Eamsów mógłby nie przetrwać deszczu, upału i
mrozu w przeciwieństwie do współczesnego klona. Klienci kupują je
czasem dla dzieci, ale częściej po to by na móc je po prostu
podziwiać. Najczęściej wybierają modele z polipropylenu, bo te ze
sklejki kupują wyłącznie kolekcjonerzy.
Słonie
dostępne są w pięciu kolorach: czerwonym,
popielatym, limonkowym, białym i różowym (w Polsce aktualnie kosztują 870,68 zł). Mojemu dziecku
najbardziej podobał się ten czerwony...
![]() |
Na motorze pozują szanowni państwo Ray i Charles Eams. |
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, to zapraszam częściej. Może masz ochotę zostawić jakiś komentarz... zapraszam ;-)